Maj 1940 r. w Sachsenhausen
3 maja 1940 r.,Wicek skończył odmawiać nowennę do Matki Bożej Królowej Polski, którą rozpoczął 25 kwietnia. Już ponad trzy tygodnie wraz z innymi kapłanami zaaresztowanymi z terenu Pomorza, przebywał w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen położonym pod Berlinem.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/04/1940_maj_1-1024x576.jpg)
Zdjęcie pochodzi z: KZ Gedenkstätte und Museum Sachsenhausen
Wielokrotnie zapewniał przygnębionych współwięźniów, że w święta Maryjne można otrzymać szczególną łaskę i ulgę w cierpieniach. W piątek 3 maja 1940 r. zwyrodniały i bardzo uprzykrzający życie kapłanom Hugo Krey, został zwolniony z funkcji blokowego baraku nr 20. Po tej zmianie księża zamieszkali w bloku nr 17, ich nowym blokowym został Ernest, który z pianą na ustach i z oczyma krwią nabiegłymi rzucał się na więźniów nawet ciężko chorych [W. Gajdus, Nr 20998 opowiada, Kraków 1962, s. 227]. Ernest był więźniem aspołecznym, na obozowym pasiaku nosił czarny trójkąt. Większość ludzi zamieszkujących ten blok stanowili rolnicy i urzędnicy z powiatów: świeckiego, bydgoskiego i sępoleńskiego. Kapłani zostali rozmieszczeni w skrzydłach: A i B.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/04/1940_maj_2-1024x576.jpg)
Zdjęcie pochodzi ze strony: https://ipn.gov.pl/pl/historia-z-ipn/121796,Dariusz-Gorajczyk-KL-Sachsenhausen-Miejsce-spod-znaku-trupiej-czaszki.html
Głód i choroby w obozie
Przez cały czas więźniowie nadal uprawiali gimnastykę i godzinami stali na apelach. Z czasem zaczął im doskwierać coraz większy głód. Potrafił on wywoływać kłótnie nawet wśród księży. Ks. Wojciech Gajdus pisał, iż walka o nagie życie, o okruch chleba, o trzy łyżki strawy zdawała się w tym okresie być jakby dodatkiem do już skądinąd ciężkiego życia. [W. Gajdus, Nr 20998 opowiada, s. 233].
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/04/1940_maj_3-1024x576.jpg)
Zdjęcie pochodzi ze strony: https://www.mauthausen-guides.at/aussenlager/konzentrationslager-gusen-ii#main
Ponadto więźniów trapiły różne choroby. W obozie prawdziwym utrapieniem były wrzody i rany. Po kilku tygodniach pobytu, najmniejsze skaleczenie wywoływało ropienia i często kończyło się śmiercią. Ociekające z ran nogi i ręce skazańcy zmuszeni byli owijać w brudne szmaty lub papiery. Tylko nieliczni dostawali się do obozowego „szpitala”, gdzie mogli posmarować rany maścią niewiadomego pochodzenia.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/04/1940_maj_4-1024x576.jpg)
Wobec coraz większego przeludnienia i niewystarczalnych warunków higienicznych w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen zaczęła się szerzyć w majowo-czerwcowe upały epidemia krwawej biegunki, często kończąca się śmiercią. Jedynym ratunkiem, wielokrotnie wówczas wypróbowanym przez chorych, było całkowite powstrzymanie się od jedzenia. Jednak sztuka ta udawała się tylko nielicznym.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/04/1940_maj_5-1024x576.jpg)
Wicek przechodził wówczas tę straszną chorobę. W liście wysłanym z Dachau 13 lipca 1941 r. napisał o tym, że był chory w maju-czerwcu 1940 r. Zaś w liście z 4 października 1941 r. poinformował najbliższych, że w dzień śmierci Leszka, a więc 11 maja 1940 r., pogorszyła się choroba Wicka. Był on jednym z nielicznych zarażonych kapłanów, który przeżył tę straszną chorobę. Jedynym lekarstwem stosowanym w owych dniach przez więźniów, jak już wyżej wspomniałem, było całkowite wstrzymanie się od jedzenia, a to w warunkach obozowych było wielkim heroizmem. Ks. Wojciech Gajdus, przyjaciel Wicka, wspominał:
Pamiętam chwile, gdy zachorował nasz święty, jak każdy człowiek [s. 7] na ciężkie schorzenie żołądka. Na to była jedna rada – wejść na kilkudniowy post. Jakże się to tak łatwo dziś czyta, że trzeba, było z ciężką pracą, bez wody i trochę zupy przetrzymać dni, w których twardość postu ratowała życie. Codziennie w mojej szafce przybywało chleba Wicka. Mam wrażenie, że tych kawałków było od 4-5 dni. Nie wiem czy dziś raz jeszcze wziąłbym się do przechowania cudzego chleba. Tamto się udało. Chleb jest strasznym brzemieniem. Pamiętam nasze spotkanie w ustępie obozowym. Nad gorycznymi wodami siadali ludzie, którzy walczyli o życie, o każde jutro i o każdy jutrzejszy głodny dzień. Wybijaliśmy z ręki chorym chleb. Prócz niego, Wicka wytrzymał drugi Józef Bigus. Twarze im płonęły, jakby dokonał się w nich i płonął, chłonny, twardy płomień. Ból żołądka i kiszek wołał wody, jak Łazarza ewangelicznego, ów potępiony z czeluści otchłannych, a nie było komu podać tej wody.
[Wspomnienia o bł. ks. Stefanie Wincentym Frelichowskim, [w:] Biuletyn Parafii Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i Błogosławionego Księdza Stefana Wincentego Frelichowskiego, nr 15, oprac. R. Zadura, Toruń 2009, s. 63].
Ta straszna choroba ogromnie wyniszczyła organizm Wicka i nawet gdyby przeżył obóz, zapewne długo odczuwałby jej niszczycielskie skutki, których tak mocno doświadczał także w obozie w Dachau, przebywając często na obozowym rewirze.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/04/1940_maj_6-1024x576.jpg)
Zdjęcie pochodzi z: KZ Gedenkstätte und Museum Sachsenhausen
Opracował dr Robert Zadura