Biogram Ludwika Frelichowskiego oraz jego relacja z synem bł. ks. Stefanem Wincentym Frelichowskim ukazana na tle czasów oraz atmosfery rodzinnej, która panowała w ich domu

Ludwik Frelichowski, urodził się w Trzemiętowie, małej wiosce położonej około 25 km na północny-zachód od Bydgoszczy.

Pierwsza wzmianka o tej miejscowości pochodzi z 1254 r. Pod koniec XIX w. osada ta liczyła 440 mieszkańców i obejmowała 992 ha ziemi. Znajdowała się tam jednoklasowa szkoła, która w 1928 r. gromadziła 63 dzieci.

Zdjęcie 1: Szkoła w Trzmiętowie
[zdjęcie pochodzi ze strony: https://fotopolska.eu/39802,miasto.html?map_z=14]

Ojcem Ludwika był Jakub Frelichowski, który urodził się w 1834 r. jako syn Wojciecha i Marianny Frelichowskich, zamieszkałych w Samsiecznie, wiosce leżącej w pobliżu Trzemiętowa. Jakub poślubił Franciszkę z domu Łuczyk, z którą miał ośmioro dzieci: dwóch synów i sześć córek. Jego żona uwielbiała, gdy dom tętnił życiem, była osobą bardzo gościnną i dobrą.

Zdjęcie 2: Franciszka Frelichowska z domu Łuczyk
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Wszystkie dzieci urodziły się w Trzemiętowie, gdzie Jakub był właścicielem gospodarstwa oraz małej cegielni.

Zdjęcie 3: Trzemiętowo pierwszy od lewej Andrzej Frelichowski, w tle widać ruiny postawionej przez niego cegielni
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Państwo Frelichowscy, jako mieszkańcy Trzemiętowa przynależeli do parafii w Byszewie. Jest to bardzo malowniczo położona miejscowość oddalona od miejsca ich zamieszkania o ok. 8 km.

Zdjęcie 4: Zdjęcie kościoła pw. Św. Trójcy w Byszewie z okresu międzywojennego
[F. Smagliński, Cudowny obraz Matki Boskiej Byszewskiej. Kilka słów o Krajnie i Byszewie, Toruń 1937]

Parafia byszewska pochodzi najprawdopodobniej z XII w. W źródłach po raz pierwszy pojawia się w 1250 r. W kościele znajduje się cudowny obraz Matki Bożej Byszewskiej.

Zdjęcie 5: Obraz Matki Bożej Byszewskiej. Zdjęcie wykonane w okresie międzywojennym
[F. Smagliński, Cudowny obraz Matki Boskiej Byszewskiej. Kilka słów o Krajnie i Byszewie, Toruń 1937]

Najmłodszym dzieckiem Jakuba i Franciszki Frelichowskich był Ludwik, który urodził się 25 sierpnia 1883 r. Z zawodu był piekarzem. Marcjanna Jaczkowska, jego najmłodsza córka wspominała, że jej ojciec uczył się piekarstwa i cukiernictwa u brata babci Franciszki – wujka Łuczyka.

Zdjęcie 6: Pierwszy od lewej Ludwik Frelichowski wraz z bratem Andrzejem
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Samodzielność w zawodzie uzyskał w 1908 r. W tym samym roku ożenił się z Martą Olszewską z Chełmży. Mieli oni sześcioro dzieci, trzech synów: Czesława, Leonarda, przyszłego błogosławionego Stefana Wincentego i trzy córki: Eleonorę, Stefanię Jadwigę, Marcjannę. Po ślubie Państwo młodzi przeprowadzili się do Bydgoszczy, gdzie Ludwik był właścicielem piekarni oraz sklepu cukierniczego, dzięki którym mógł utrzymać rodzinę.

Zdjęcia 7, 8, 9: Reklama piekarni Pana Ludwika Frelichowskiego w bydgoskiej prasie Biblioteka Cyfrowa UMK w Toruniu.
Panorama Bydgoszczy. Narodowe Archiwum Cyfrowe – sygn. 1-U-406-1]

Wobec usilnych próśb dziadków Konkowskich z Chełmży, państwo Frelichowscy, w 1911 r., sprzedali piekarnię w Bydgoszczy i kupili dom z piekarnią w Chełmży, przy ul. Chełmińskiej 31.

Zdjęcie 10: Ulica Chełmińska.
[Zdjęcie z zbiorów Dariusza Mellera z Chełmży]

W lipcu 1914 r. wybuchła I wojna światowa. Już od 10 sierpnia wprowadzono w Chełmży maksymalne ceny na podstawowe produkty żywnościowe, takie jak sól czy mąka. W dodatku Ludwik wraz z innymi mieszkańcami Chełmży został wcielony do armii niemieckiej, na podstawie powszechnego obowiązku wojskowego.

Zdjęcie 11: Ludwik Frelichowski
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

W latach 1917–1918 – dla wielu mieszkańców Chełmży i okolic pojawiły się bardzo odczuwalne problemy gospodarcze i aprowizacyjne. Wszystkie prowadziły do licznych napięć społecznych. W mieście coraz częściej dochodziło do starć pomiędzy ludnością polską, a niemiecką. Wśród Niemców w większości dominowały tendencje prawicowe, sprzeczne z dążeniami Polaków do odzyskania niepodległości.

Zdjęcie 12: Uroczystości na chełmżyńskim rynku.
[Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-P-1060]

Pod koniec stycznia 1919 r. w Chełmży doszło do potyczek, które doprowadziły do ostrzelania miasta ogniem artyleryjskim (oddano od 5 do 8 strzałów) oraz wkroczenia do niego pruskiego oddziału straży granicznej tzw. Grenzschutzu, dowodzonego przez porucznika Gerharda Rossbacha.

Zdjęcie 13: Chełmża
[zdjęcie ze zbiorów Dariusza Mellera z Chełmży]

28 czerwca 1919 r. na mocy traktatu wersalskiego Chełmża znalazła się w granicach państwa Polskiego, tak jak i dwie trzecie terytorium prowincji Prusy Zachodnie. W drugiej połowie października 1919 r. oddziały Grenschutzu wycofały się z miasta.

Zdjęcie 14: Chełmża. Widok na miasto od strony jeziora
[zdjęcie ze zbiorów Dariusza Mellera z Chełmży]

Lata dwudzieste przyniosły wiele problemów finansowo-ekonomicznych. Kolejne światowe kryzysy gospodarcze bardzo mocno dotykały zwykłych ludzi. Dla rodziny państwa Frelichowskich był to niezwykle trudny czas, wypełniony ich heroiczną pracą. W tym miejscu warto podkreślić, iż bez wątpienia ogromną wartością, jaką dzieci państwa Frelichowskich wyniosły ze swego domu rodzinnego, było poszanowanie dla pracy. Ludwik wraz Martą wykonywali swoje codzienne obowiązki bardzo starannie, dając z siebie wszystko. Potwierdzają to słowa samego Wicka zapisane w pamiętniku, w którym szczególnie dziękował za to, iż rodzice nauczyli go miłować solidną pracę. W związku z prowadzeniem piekarni zawsze było jej dużo, a w wolnych chwilach należało pomóc dziadkom, którzy posiadali spory ogród. Po prostu w ich domu nie było bezczynności, wszyscy doskonale wiedzieli, co muszą zrobić, aby rzetelnie wypełnić swoje obowiązki. Kłopoty i zmartwienia rodzinne znoszono ze spokojem i bez narzekań. Wicek wielokrotnie wyrażał swój podziw dla rodziców. W trudnym czasie kryzysu ekonomicznego zapisał:

[] mimo bardzo lichego stanu interesu, nie ustają w pracy, miłosierdziu, nie czynią niesprawiedliwych, nieczystych interesów, konkurencji. Widzą powolny upadek interesu, ale nie ustają w ufności Bogu [S.W. Frelichowski, Rozważania na tle Ewangelii według św. Łukasza, Toruń 2019, s. 18].

Zdjęcie 15: Marta z synem Leszkiem przed ich sklepem w Chełmży
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Z protokołu sporządzonego podczas kontroli piekarni w 1928 r. dowiadujemy się m.in. o sposobie ręcznej produkcji w piekarni Frelichowskich. Personel składał się z jednego czeladnika i dwóch uczniów. Pan Ludwik w tym czasie już nie pracował, najprawdopodobniej z powodu choroby – pylicy. Dziennie wypiekano 160 kg chleba żytniego, 75 kg bułek i 5 kg ciasta. Przy tym zużywano 60% mąki pszennej i 65% mąki żytniej. Jeden kilogram chleba pszennego kosztował złotówkę, natomiast chleba żytniego 50 groszy. Pomimo trudności finansowych Ludwik gotowy był na wzięcie kredytu, który umożliwiłby mu zmechanizowanie swej piekarni. Tak się też stało w latach trzydziestych, wówczas to właśnie, zakupiono nowe maszyny do wyrobu chlebowego ciasta.

Zdjęcie 16: Maszyny w piekarni Pana Ludwika
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]
Zdjęcie 17: Wnętrze piekarni Pana Ludwika, który stoi 1 od lewej. 3 od lewej syn Leszek.
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

25 czerwca 1930 r. na podstawie artykułu 153 ustawy przemysłowej Izby Rzemieślniczej w Grudziądzu Ludwik Frelichowski, został członkiem komisji egzaminacyjnej w Izbie Rzemieślniczej w Grudziądzu. Należał także do Komisji Kwalifikacyjnej Cechu Piekarsko-Cukierniczego.

Zdjęcie 18: Stoją od lewej: Alojzy Dolecki, NN, NN, siedzą: Feliks Grochocki, NN, Ludwik Frelichowski.
[Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej w Chełmży]

W 1930 r. choroba najstarszego syna państwa Frelichowskich, Czesława, i jego nagła śmierć, głęboko wpłynęła na całą rodzinę. W związku z jego śmiercią, Wicek w swoim pamiętniku, pisał także dużo o ojcu. To właśnie z jego relacji dowiadujemy się, że pan Ludwik w tym czasie sam ciężko chorował na płuca. Wicek troszczył się o niego, a jednocześnie wiedział, że gdyby nie był obecny przy śmierci syna, to ta tragiczna sytuacja dotknęłaby go jeszcze bardziej. Zauważył, że każda rodzina potrzebuje ojca, gdyż to on zajmuje w niej szczególne i niepowtarzalne miejsce.

Zdjęcie 19: Zdjęcie wykonane podczas pogrzebu Czesława w 1930 r.
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]
Zdjęcie 20: Grób Czesława Frelichowskiego
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

W dniu 25-lecia samodzielnej pracy w zawodzie Ludwika Frelichowskiego, 27 września 1933 r., w lokalnej gazecie ukazał się artykuł, w którym czytamy: Pan Ludwik Frelichowski znany i wysoko ceniony mistrz piekarski… Przez całych 25 lat pozostawał wśród nas i w imię wzniosłych zasad chrześcijańskich zawsze służył uczciwie swoją pracą na pożytek bliźnich i społeczności. Wycinek ten Wicek wkleił do swojego pamiętnika [S.W. Frelichowski, Pamiętnik, Toruń, 2013, s. 79–80]. W nawiązaniu do powyższych słów warto przypomnieć, iż Ludwik wspólnie z żoną udzielał się w Bractwie Różańcowym. Pełnił również funkcję skarbnika w Stowarzyszeniu Kupców Katolickich, które m.in. opiekowało się ołtarzem Matki Bożej Bolesnej w chełmżyńskiej konkatedrze.

Zdjęcie 21: Widok na konkatedrę chełmżyńską
[zdjęcie ze zbiorów Dariusza Mellera z Chełmży]

Wicek podziwiał swojego ojca, gdyż był dla niego uosobieniem pracowitości i szlachetności, wzorem miłości do bliźnich. Marcjanna wspominała: Tatuś był zawsze spokojny, pogodny i bardzo pracowity. Kochał nas choć nie okazywał tej miłości jak mamusia, ale cały był przepojony miłością [Wspomnienie Marcjanny Jaczkowskiej, Archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu, sygn. 24]. W jednym z listów obozowych wysłanych z Dachau, Wicek wyznał: Tak dużo między nami leży niewypowiedzianego serca. Ale stale wiedzę, jak w jego krótkich słowach była dla nas wszystkich taka głęboka miłość i dobroć. Jego przykład pracy bez przerwy, aby chleb – w prawdziwym tego słowa znaczeniu, który daje życie – przygotować ludziom i im go wydzielać, stoi przed moimi oczami jako najpiękniejsze wspomnienie z dzieciństwa i okresu młodości. Nie tylko jednak jako wspomnienie chłopca, ale jeszcze bardziej jako zachęta do pracy mężczyzny, aby także zawsze rozdzielać chleb coraz większej liczbie ludzi. Właśnie dobrze było, że ja jako gimnazjalista pracowałem równocześnie w jego piekarni i tak zostałem wyuczony [Listy obozowe. Z rękopisu odczytała, z języka niemieckiego przetłumaczyła, wprowadzeniem i przypisami opatrzyła M. Nędzewicz, Toruń 2005, s. 98].

Zdjęcie 22: 18-te urodziny Marcjanny. Stoją od prawej: Marcjanna, Stenia, Ludwik, Marta, Elunia
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

W rozważaniach, jakie spisywał w seminarium na tle ewangelii, pod datą 28 listopada 1932 r., scharakteryzował swoich rodziców, analizując postać Elżbiety i Zachariasza. Pisał o swojej matce, o jej miłosierdziu okazywanym względem tych osób, które najbardziej potrzebowały pomocy. W pamięci mej nie znajduję wypadku, by odmówiła rzeczywiście ubogiemu wsparcia tak duchowego jak moralnego. Jeszcze więcej może ojciec tatuś mój kochany. Ten bezkrytycznie jest miłosierny. Daje nawet temu co kilka razy u niego był. Jego dobre serce znane jest całej rodzinie i znajomym [S.W. Frelichowski, Rozważania, s. 18]. Widać więc, jak wiele Wicek czerpał przykład z rodziców, kiedy bezinteresownie niósł pomoc potrzebującym ludziom, uwięzionym w piekle niemieckich więzień i obozów koncentracyjnych.

Na trzecim roku jego seminaryjnych studiów, przypadała ważna rocznica w domu państwa Frelichowskich. 27 września 1933 r. Ludwik i Marta Frelichowscy obchodzili 25 rocznicę zawarcia związku małżeńskiego, tzw. srebrne gody. Wobec złej sytuacji materialnej najbliższej rodziny, Wicek zastanawiał się, czy wziąć udział w tej uroczystości. Po chwili wahań postanowił jechać. W swoim pamiętniku relacjonował: Tak tedy w przeddzień uroczystości znalazłem się o wpół do piątej wieczorem w pociągu. Towarzyszem mi stał się ks. Sosnowski wierny i stary przyjaciel rodziny [S.W. Frelichowski, Pamiętnik, s. 80].

Zdjęcie 23: Ks. Piotr Sosnowski
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Rodzice postanowili wyprawić skromną uroczystość w Toruniu u rodziny Marii i Bronisława Aleksandrzaków. Najważniejszym jej punktem była Msza Święta, którą o godz. 9:25 odprawił ks. Piotr Sosnowski w kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Toruniu. Podczas celebry przy ołtarzu służył oczywiście alumn Stefan Wincenty Frelichowski.

Zdjęcia 24, 25: Kościół i ołtarz pw. WNMP w Toruniu
[Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. PIC_1-U-6348, PIC_1-U-6351-1]

Tego samego dnia miało miejsce niecodzienne zdarzenie. Otóż wieczorem Wicek wraz z ojcem powrócił do Chełmży. Zapisał: Około północy stanęliśmy na miejscu. Jakoś się nas nie spodziewali. I mimo kołatania nikt nam nie otworzył, tak że przyszło nam wyważyć klapy i drzwi od składu. Tak oto tatuś włamaniem do własnego domu rozpoczął nowy okres życia. [S.W. Frelichowski, Pamiętnik, s. 81]. Do seminarium wracał szczęśliwy, że 25. rocznicę ślubu swoich rodziców spędził wraz z najbliższymi.

Zdjęcie 26: Ulica Chełmińska przy której mieszkali państwo Frelichowscy
[zdjęcie z zbiorów Dariusza Mellera z Chełmży]

Pisząc o roli ojca nie sposób nie napisać o atmosferze jaka panowała w ich rodzinnym domu. Spójrzmy na dom pana Ludwika i pani Marty okiem ich syna. Wicek obserwując swoich rodziców spostrzegł, że wzajemnie się uzupełniali, a owocem wspólnoty, którą stworzyli, było chrześcijańskie wychowanie, które przekazali swoim dzieciom. Warto w tym miejscu podkreślić, iż w poszukiwaniu życiowego powołania swych dzieci rodzice nie kierowali się swoimi ambicjami, ale ich realnymi możliwościami.

Zdjęcie 27: Fotografia rodzinne, siedzą Marta i Ludwik Frelichowscy, obok mamy stoi najmłodsza Marcjanna. Stoją od prawej: Wicek, Stenia, Leszek, Elunia, Czesiek
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Wicek wspominał swoje dzieciństwo jako czas beztroski i szczęśliwy. Słowa te są szczególnie ważne, świadczą bowiem o tym, iż jego rodzice potrafili zapewnić swoim dzieciom godne warunki życia, pomimo trudności finansowych, jakich doświadczali. Dla niego stanowili wzór, co zresztą wielokrotnie podkreślał w swoich rozważaniach na tle ewangelii, pisanych w Seminarium Duchownym w Pelplinie. Szczególnie pociągało go ich przykładne życie, jak je określił: życie według Chrystusa. Pan Ludwik z panią Martą wychowali swoje dzieci w radości, a jednocześnie w bojaźni Bożej, ucząc ich ludzkiej miłości. To właśnie ta miłość bez rozpieszczania, ale w atmosferze wzajemnej zgody i wesołości obudziła w nim pragnienie tego, aby żyć, tak jak oni. Wicek wielokrotnie w swojej modlitwie dziękował Bogu za wspaniałych rodziców, pisał: Czy mógłbym nie kochać mych rodziców za ich starania, nie kochać ich za ich cnoty. Brać z nich wzoru dla życia, bo w niczym złym nie mogę ich naśladować, bo tego u nich nie spostrzegłem. [S.W. Frelichowski, Rozważania, s. 19].

Zdjęcie 28: Fotografia rodzina. Wicek stoi w górnym rzędzie obok swoich rodziców i brata Leszka. Na krzesełku siedzi najmłodsza siostra Marcjanna. Salutuje mały chłopiec Romek Sarnecki
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Przyznaje, iż czasem w domu nie podobał mu się brak porządku, lecz zarazem to, co go szczególnie urzekało, to naturalność. Jego rodzice, tak jak każdy, mieli też i wady, jednak według Wicka obowiązkiem dzieci jest przede wszystkim naśladować dobre cechy swoich rodziców. [S.W. Frelichowski, Rozważania, s. 17].

Zdjęcie 29: Marta i Ludwik Frelichowscy
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Wspólnota rodzinna budowana była na modlitwie. Państwo Frelichowscy aktywnie włączali się w życie lokalnego kościoła. Marta Frelichowska wspominała: Swoje dzieci wychowaliśmy w duchu prawdziwie katolickim, zwracaliśmy uwagę na odmawianie pacierzy, chodzenie do kościoła na Msze św., przystępowanie do Sakramentów [Beatificationis, cz. 2, s. 93]. Podczas procesji rezurekcyjnej na Wielkanoc, dzieci dzwoniły dzwonkami i sypały kwiatki.

Zdjęcie 30: Elunia, Stenia, NN
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Kolacje u państwa Frelichowskich zawsze kończyły się wspólną modlitwą. W miesiącach różańcowych wszyscy odmawiali różaniec. Dla całej rodziny bardzo uroczysty był każdy pierwszy piątek miesiąca. Wtedy to gromadzili się wraz z czeladnikami przed obrazem Serca Jezusowego i odmawiali litanię do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Nabożeństwo to było ulubioną formą modlitwy w ich domu. Dla ks. Frelichowskiego przybierze ono także szczególny wymiar. To właśnie z niego będzie czerpał swoją siłę oraz pomoc w najtrudniejszych chwilach życia. W pierwszy piątek miesiąca, 1 września 1939 r., cała rodzina mieszkająca wówczas w Toruniu po odprawieniu dziewięciodniowej nowenny oddała się w opiekę Bożą, przed obrazem Serca Jezusowego. Błogosławieństwa rodzinie udzielił ks. Frelichowski.

Zdjęcie 31: Obraz Serca Jezusowego
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

W okresie Wielkiego Postu codziennie rozważali Mękę Pańską. W dni świąteczne zawsze byli razem i spędzali je w miłej i braterskiej atmosferze. Wtedy górę brały nie tylko wartości duchowe, jak np. wspólna Komunia Święta, ale i te zewnętrzne, a więc odpowiedni ubiór, lepszy posiłek. Dom państwa Frelichowskich był zawsze pełen gości, po prostu tętnił życiem.

Zdjęcie 32: U dziadków Konkowskich w ogrodzie w Chełmży
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

W innym miejscu Wicek wyznał:

[…] rodzice dali mi zdrowy i jasny pogląd na życie, wszczepili w duszę ten boski pierwiastek, który przejawiał się w miłości ogólnoludzkiej zarówno dla uciśnionych, jak i biednych [S.W. Frelichowski, Pamiętnik, s. 48].

Zdjęcie 33: Ludwik i Marta Frelichowscy
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Jako kleryk w seminarium duchownym w Pelplinie, zapisał:

O Boże dziękuję Ci z całego serca za mych rodziców chrześcijańskich. Dziękuję Ci za matkę, która mnie zawsze do Ciebie prowadziła i w duszę pierwsze ziarna miłości dla Ciebie wsiała. Dziękuję Ci Boże za mego ojca tak czynnego, we wszystkim zaradnego, pracującego aż do stargania swych sił. Dającego nam wzór miłości dla bliźnich, dla dzieci, dla życia. Dziękuję Ci Boże bo nie umiem ich przymiotów wyrazić, ale głęboko tkwią mi w duszy. A dom rodzinny? Błogi ten dom, ileż mi (6) dał radości i ukochania Ciebie Boże. Te modlitwy wspólne, te różańce, litanie w Wielkim Poście itd. Boże mój dziękuję Ci [S.W. Frelichowski, Rozważania, s. 19].

W dniu urodzin i imienin pana Ludwika, 25 sierpnia, zawsze odwiedzało ich dużo osób, gdyż zarówno on, jak i jego żona bardzo dbali o jedność w rodzinie. Po latach Wicek będąc więźniem obozu koncentracyjnego wspominał:

Kochany Tatusiu. Przesyłam Tobie moje najserdeczniejsze życzenia imieninowe. Niech Bóg darzy Cię zdrowiem i łaskami. Oby wszystkie Twoje życzenia się spełniły, mój dobry Tatusiu. Jestem zdrowy i z radością przypominam sobie zawsze, jakim wezwaniem były dla nas, dzieci Twoje imieniny. Jest już czas, aby przyjść do domu, jest już czas, abyśmy się wszyscy znowu wspólnie znaleźli przy rodzinnym stole. Nikt nam poprzednio nie mówił, a jednak imieniny Tatusia były dla nas dniem, kiedy wakacje i pobyt u przyjaciół z dala od domu miał swój koniec. I nawet gdy ten pobyt był też miły i ładny – jak dawniej bywało – jednak w nas było już parcie do domu.

Zdjęcie 34: Widok na jezioro chełmżyńskie
[zdjęcie ze zbiorów Dariusza Mellera z Chełmży]

Czuliśmy, że jest jeszcze coś piękniejszego: rodzinna jedność, szczęście naszego rodzinnego życia. I ten dzień, który nam najwyraźniej to pokazywał, był, mój Drogi Tatusiu – Twój dzień imienin. I te życzenia Twoich dzieci były wówczas, jak i dzisiaj, objawem, stworzonego wspólnie z Mamusią szczęścia i życia. Za to dobro i tę możliwość wolnego oddechu w czystym i świeżym powietrzu naszego domu [jestem Wam wdzięczny]. Dlatego moi Kochani Rodzice będę tak radosny i wzruszony, jeśli raz jeszcze będę mógł osobiście wziąć udział w dniu imienin Tatusia [S.W. Frelichowski, Listy obozowe, s. 141].

Zdjęcie 35: Pierwsza Komunia Święta Eluni. Wicek stoi w górnym rzędzie 3 od prawej
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Wicek cieszył się, że mógł pielęgnować wartości, które otrzymał w domu i z dumą przekazywał je innym ludziom. W jednym ze swoich obozowych listów wyznał:

[] tylko miłość rodzinna jest w stanie zrodzić i ukształtować w człowieku prawdziwą miłość do innych wartości. Bez miłości rodzinnej nie istnieje żadna inna miłość, żadna miłość do własnego powołania i do tych wysokich wartości, które są siłami i życiem ludzkości [] Dlatego skłaniam się przed Wami z najgłębszym szacunkiem i podziękowaniem [S.W. Frelichowski, Listy obozowe, s. 147].

Zdjęcie 36: Wicek z rodzicami
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Podniosłym i bardzo ważnym wydarzeniem dla Ludwika Frelichowskiego i jego żony Marty było bez wątpienia święcenia kapłańskie ich syna oraz jego pierwsza Msza Święta tzw. prymicyjna, którą odprawił w kościele pw. Świętej Trójcy w Chełmży, w poniedziałek 15 marca 1937 r.

Zdjęcie 37: Zdjęcie z uroczystości rodzinnej związanej z Mszą Świętą prymicyjną ks. Frelichowskiego
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

W maju 1939 r. państwo Frelichowscy przeprowadzili się z Chełmży do Torunia i zamieszkali w wynajmowanym mieszkaniu przy ul. Fosa Staromiejska 24/4 tuż na przeciwko teatru im. Wilama Horzycy.

Zdjęcie 38: Plac Teatralny w Toruniu. Na pierwszym planie teatr. W tle widać kamienicę Państwa Frelichowskich oraz dach kościoła pw. WNMP
[Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-K-10717

Bliskość miejsca sprawiało, iż prawie codziennie stołował się u swoich rodziców ks. Frelichowski, który zapewne miał ogromny wpływ na decyzję przeprowadzki rodziców do Torunia. W przyszłości planował zamieszkać wraz z nimi na plebani, najlepiej na wsi z dala od zgiełku, pośpiechu i hałasu miasta. Niestety wybuch wojny na zawsze pokrzyżował te plany i wspólne marzenia.

Zdjęcie 39: Kościół pw. WNMP w Toruniu. Do niego dostawiona tzw. wikariatka, w której na pierwszym piętrze, mieszkał ks. Frelichowski
[Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. PIC_1-U-6346]

Wicek pragnął, aby jego rodzice zamieszkali w opuszczonych przez niego pokojach na plebanii w parafii pw. WNMP w Toruniu, gdyż dzięki temu mogliby zaoszczędzić trochę pieniędzy, sugerował, aby wzięli z jego pokoju wszystko to, co mogłoby im się przydać, a więc maszynę do pisania, nowe buty, jasny garnitur, który mógłby nosić jego starszy brat Leszek. Niestety Leszek został bardzo mocno pobity na gestapo w Bydgoszczy i w Toruniu. Tuż przed śmiercią udało się go wyciągnąć z aresztu. Zmarł na rękach swoich bliskich w Toruniu w maju 1940 r. Jego tragiczna śmierć była kolejnym wielkim wstrząsem dla rodziców i rodzeństwa. Wicek łączył się wówczas w ogromnym bólu ze swoimi bliskimi. Przekazując jednocześnie na kartach listów wysyłanych z obozu, wiele swoich przemyśleń dotyczących wielkiej tajemnicy świętych obcowania.

Zdjęcie 40: Bracia Frelichowscy. Od prawej stoją Wicek, siedzi Leszek i Czesiek
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Obozowe listy, choć przechodziły przez cenzurę, były dla niego jedyną nicią łączącą go z domem. Oczywiście pośród różnych słów nie mogło w nich zabraknąć tych skierowanych do ojca. Widać w nich jak wielka miłość i relacja ich łączyła oraz z jak wielką czcią i wdzięcznością Wicek odnosił się do swojego taty. W obozowej rzeczywistości nie było już miejsca na milczenie, na niewypowiedziane słowa. Niepewność jutra, wszechobecna śmierć, a nade wszystko ogromna tęsknota za domem i najdroższymi sercu, sprawiły iż emocje osiągnęły swoją pełnię. Wicek pisał:

Kiedy tylko nadarzy się okazja i mogę znowu do Ciebie napisać tych kilka linijek, wtedy drżę w moim wnętrzu pełnym radości i miłości. Ponieważ tylko przez pocztę mogę teraz uzewnętrznić Tobie kochanemu Tatusiowi moją miłość. I to nie ma być tylko dla przyszłości, kiedy razem będziemy żyć i pracować. Jeszcze bardziej nasze listy są jasnymi znakami, że każda chwila teraźniejszości do nas należy i jest prześwietlona z Waszej strony przez utrudzenie, pełne rodzicielskiej miłości, a z mojej strony przez głęboką wdzięczność dziecka, które za całe to otrzymane dobro może tylko powiedzieć to jedno: kocham Was. I z daleka wiedzę, jak często wówczas zamiast radości przynosiłem do stołu tylko powagę i zamkniętą, smutną twarz. Dlatego teraz kocham bardziej Was i Rodzeństwo. To nie jest tylko uczucie. O wiele bardziej jest to siłą właśnie na teraźniejszość [S.W. Frelichowski, Listy obozowe, s. 123].

Zdjęcie 41: Ludwik Frelichowski
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

5 sierpnia 1940 r. dużo ciepłych słów skierował do swojego ojca w dzień jego urodzin i imienin. Zapisał:

Mój Kochany Tatusiu. Właśnie dzisiaj jest Twój dzień imienin. Dzień radości dla całej Rodziny. Nich Bóg darzy Cię zawsze zdrowiem i swoją łaską. Przez cały dzień jestem w duchu z Tobą, dziękując za nie częste, ale wartościowe słowa w ostatnim liście (9 VIII) […] [S.W. Frelichowski, Listy obozowe, s. 21].

Zdjęcie 42: Fotografia rodzinna. Siedzą od prawej: Marta Frelichowska, Stanisław Konkowski i jego żona Wiktora, Wiktor Olszewski. Pierwszy od lewej stoi Ludwik Frelichowski
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

W innym miejscu pisał:

Drogi Tatusiu. Z dużą radością i głębokim szacunkiem przeczytałem Twoje słowa, które napisała mi Twoja, nieco drżąca od pełnej trudu i pracy i cierpienia ręka. Ręka, która dawniej pełna męskiej siły umiała sprawić Swoim tylko szczęście. Ta droga i godna czci ręka Tatusia, która wprawdzie przez cierpienie i wskutek bardzo wytężonej pracy została osłabiona, ale też którą i dzisiaj dla szczęścia Swoich potrafi w pełnym zawierzeniu podnieść ku Bogu. […] Na Twój reumatyzm byłoby może dobre kąpiele Lidol w skrzynce do naświetlań. To byłoby dobre. Drogi Tatusiu. Napisz mi także w przyszłości kilka linijek i częściej, ponieważ my nie jesteśmy tylko ojcem i synem, ale też najlepszymi Przyjaciółmi [S.W. Frelichowski, Listy obozowe, s. 131].

Wicek martwił się o ojca, aby nie uznano go za chorego i nie pozbawiono go życia. Codziennie patrzył bowiem jak w obozie chore i nie zdolne do pracy osoby były uśmiercane. Podczas wojny pan Ludwik często odwiedzał rodzinę w Trzemiętowie, gdzie pomagał w pracy dotyczącej prowadzenia gospodarstwa.

Zdjęcie 43: W ogrodzie w Trzemiętowie. Pierwszy od prawej Wicek, trzeci Ludwik. Przy ojcu stoi najmłodsza córka Marcjanna
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

W liście z 9 sierpnia 1941 r. Wicek dziękował swojemu ojcu, za jego pracowitość, skromność, za przykład życiowy i jego cudowną postawę. Zapisał:

Ja czuję się dobrze i zdrowo. Tego życzę przede wszystkim Tobie, kochany Tatusiu, na Twoje imieniny. Niech dobry Bóg nadal błogosławi przyszłe lata Twego życia i obdarza pokojem i radością. Kocham Ciebie, mój drogi Tatusiu, tak jak syn może tylko kochać swojego ojca, z podziękowaniem za Twój przykład pracowitości, Twoją skromność i cudowną postawę, którą Ty jako przykład ukazywałeś nam dzieciom codziennie. Jestem winien Tobie podziękowanie, kochany Tatusiu, za wszelkie dobro, które teraz bardziej jasno widzę niż poprzednio. W dniu Twoich imienin będę sercem i duszą u Ciebie, mój drogi Tatusiu [S.W. Frelichowski, Listy obozowe, s. 52].

Zdjęcie 44: Stoją od prawej: Ludwik, Marcjanna, Marta
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

W innym liście z 23 lipca 1944 r. wyznał:

Kochany Tatusiu. Wprawdzie jeszcze jeden miesiąc dzieli nas od Twoich imienin, ale dla mnie byłaby to nie do zniesienia myśl, gdybym w tym dniu, tak drogim dla nas wszystkich, nie mogły osiągnąć Ciebie moje życzenia. Nie zawsze doprowadzamy do wyrażenia nasze najgłębsze uczucia. Ale właśnie dlatego cieszymy się bardziej tymi godzinami, które nam stwarzają okazję do tego. Jak bardzo chciałbym, mój drogi Tatusiu, złożyć Ci osobiście życzenia i ciebie tak mocno i długo uściskać i ucałować Twoje drogie ręce z uszanowaniem i oddaniem. Im dalej wchodzi się w życie, tym bardziej poznaje się i ceni te duże wartości, które otrzymało się w wychowaniu i przeżyciach od ojca. Wam, drodzy Rodzice, zawdzięczam bardzo, bardzo dużo. I dla mnie nie jest to tylko obowiązkiem, ale też bardzo wielką radością wypowiedzieć Tobie, mój kochany Tatusiu, moją wdzięczność i miłość. Czy będę miał jeszcze okazję okazać Tobie to w czynach? Bądź dzielny mój Tatusiu. Niech dobry Bóg nadal darzy Ciebie siłą i łaską, które Ty już tak obficie posiadasz. I dzień ten przeżyj tak szczęśliwie jak możliwe w kręgu Twojej, zawsze Ciebie kochającej rodziny, a także tę dalszą przyszłość przeżyj w wielkim zawierzeniu Bożej Opatrzności, która tak cudownie prowadzi Was przez te burzliwe dni [S.W. Frelichowski, Listy obozowe, s. 192].

Zdjęcie 45: Fotografia rodzinna. Siedzą od lewej: Marta, o. Kazimierz Chudy SJ, Ludwik, Krzysztof i Zygmunt Jaczkowscy, Marcjanna Jaczkowska z domu Frelichowska
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]
Zdjęcie 46: Ludwik Frelichowski
[zdjęcie pochodzi ze zbiorów archiwum państwa Jaczkowskich w Toruniu]

Ludwik Frelichowski zmarł 6 lipca 1957 r. Spoczywa na cmentarzu Świętego Jerzego w Toruniu w rodzinnym grobowcu.

Opracował dr Robert Zadura