81. rocznica śmierci Leonarda Wiktora Frelichowskiego – relacja Wicka do Lecha
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_tytulowa.jpg)
Leonard Wiktor (w domu mówiono na niego Lechu) urodził się 22 września 1911 r. w Bydgoszczy.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_1-1024x576.jpg)
Był drugim dzieckiem i jednocześnie drugim synem państwa Ludwika i Marty Frelichowskich. Miał pięcioro rodzeństwa, starszego brata Czesława oraz młodszego o dwa lata Stefana Wincentego, na którego w domu mówiono Wicek, a także 3 siostry: Eleonorę, Stefanię i Marcjannę.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_2-1024x576.jpg)
Zdjęcie pochodzi z prywatnego archiwum państwa Jaczkowskich
Chłopcy byli ze sobą mocno związani. W okresie dzieciństwa zapewne po wywiązaniu się ze swoich codziennych obowiązków, czas wolny przeznaczali na zabawę, którą bardzo często inicjował Wicek – pełniący rolę przywódcy.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_3-4-1024x576.jpg)
4. Czwórka rodzeństwa – siedzi Elunia, stoją od prawej Wicek, Czesiu, Lechu.
Zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum państwa Jaczkowskich
Czas wypełniały im nie tylko dziecięce figle, ale również, jak już wyżej wspomniałem, wspólna praca i wypoczynek. Spędzając ze sobą czas wolny nigdy się nie nudzili, wykorzystując każdą okazję, chociażby do śpiewu. Ich dobrymi kolegami byli bracia Skańscy, których rodzina miała w sąsiedztwie dom (sklep) muzyczny. Chłopacy często razem muzykowali lub tańczyli na podwórku przy muzyce gramofonowej, a także urządzali przedstawienia. Pani Marta częstowała ich wtedy świeżym ciastem przyniesionym z piekarni.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_5-1024x576.jpg)
Zdjęcie pochodzi z prywatnego archiwum państwa Jaczkowskich
Bez wątpienia było to niezwykłe pokolenie młodych ludzi, które na własne oczy widziało dwie rzeczywistości: Polskę zniewoloną i Polskę wolną, która po 123 latach niewoli, w 1918 r. odzyskała, tak wymarzoną i upragnioną niepodległość. Ci młodzi ludzie, do których zaliczał się Lechu wraz z rodzeństwem, doskonale to rozumieli i dla Ojczyzny byli gotowi oddać wartość najwyższą – własne życie. To dlatego tak chętnie angażowali się i cieszyli pracą w lokalnym chełmżyńskim środowisku patriotycznym. Zawsze pamiętali zarówno o polskich narodowych świętach, jak i bohaterach. Na poniższej fotografii widzimy przedstawienie patriotyczne chełmżyńskiej młodzieży, wśród nich był m.in. Lechu.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_6-1024x576.jpg)
Cała trójka braci Frelichowskich zaangażowana była w istniejący w Chełmży Klub Wioślarski, a pasją chłopców była budowa kajaków. Pomagali także przy budowie przystani wioślarskiej. Państwo Frelichowscy mieli trzy własne kajaki, z których młodzież często korzystała.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_7-1024x576.jpg)
Ogród dziadków Konkowskich w Chełmży, schodził tarasowo do przepięknego chełmżyńskiego jeziora. Dzieci miały kawałek prywatnej plaży. Było to bez wątpienia jedno z ich ulubionych miejsc, gdzie wielokrotnie spotykali się ze swoimi przyjaciółmi i kolegami.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_8-9-1024x576.jpg)
Zdjęcie pochodzi z prywatnego archiwum państwa Jaczkowskich i Ewy Olkowskiej
Niestety zdarzały się także sytuacje, w których chłopcy w swej pomysłowości przysparzali kłopoty rodzicom. Bardzo lubili majsterkować. Pewnego dnia udało im się podłączyć do miejskiej linii telefonicznej, z tego powodu rodzice mieli przykrości. W swojej innowacyjności udało im się nawet skonstruować radio na kryształek, głównie rękami najstarszego brata Czesia. Do naszych czasów przetrwało interesujące zdjęcie młodego, rozmarzonego Wicka, słuchającego właśnie tego radia.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_10-1024x576.jpg)
17 października 1922 r. Lechu i Wicek przyjęli I Komunię Świętą.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_11-1024x576.jpg)
Zdjęcie pochodzi z prywatnego archiwum państwa Jaczkowskich
1 września 1923 r. Lechu rozpoczął naukę w Państwowym Gimnazjum Humanistycznym w Chełmży. Nie uzyskał jednak promocji do klasy 2. Kontynuował naukę w Szkole Wydziałowej w Chełmży, a po jej ukończeniu na poziomie małej matury, podjął pracę w piekarni ojca, którą w przyszłości objął. Na praktykę jeździł do Bydgoszczy i Gniewu.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_12-1024x576.jpg)
Działał w Chełmżyńskim Towarzystwie Wioślarskim, a wraz z bratem Czesławem należał do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej (KSMM).
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_13-1024x576.jpg)
Po przeprowadzce państwa Frelichowskich z Chełmży do Torunia w maju 1939 r. Lechu przejął dalsze prowadzenie firmy oraz opiekę nad kamienicą państwa Frelichowskich w Chełmży.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_14-1024x576.jpg)
Późną jesienią 1939 r. został aresztowany pod zarzutem przynależności do Przysposobienia Obronnego i prześladowania Niemców. Wicka także spotkał los więźnia obozów koncentracyjnych. Wojna rozdzieliła braci na zawsze, tu na ziemi…
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_15-16-1024x576.jpg)
Odpowiedzmy sobie teraz na pytanie: jakie były relacje między Lechem a Wickiem? Zapewne różne, jak to często bywa w rodzinie. Wicek był typem intelektualisty, zaś Lechu nie garnął się do nauki, a wręcz odwrotnie, było mu zawsze blisko, do ciężkiej pracy fizycznej w piekarni ojca. Choć w tym miejscu warto podkreślić, iż wszystkie dzieci państwa Frelichowskich wyniosły z domu rodzinnego zamiłowanie oraz szacunek do pracy. Sam Wicek wielokrotnie dziękował swoim rodzicom za ich przykład. I on jako gimnazjalista także ciężko pracował w piekarni ojca.
W swoim obozowym liście wysłanym z Dachau 21 maja 1944 r. Wicek napisał wiele słów w związku z kolejną rocznicą śmierci Lecha. Wyznał:
Może nadejdzie dzień, kiedy będę mógł sam ofiarować mu to, co największe i najważniejsze. Jest już tak, że najczęściej chciałoby się kochać przez nas kochane osoby, gdy już ich nie można zobaczyć; i to sprawia nam największy ból. Nie potrafię tego dobrze wyrazić, ale czuję tylko przykrość, dlaczego kłóciłem się o drobnostki, dlaczego nie okazywałem więcej miłości, nie wypowiedziałem więcej dobrych słów, nie pozdrowiłem częściej miłym śmiechem, więcej i częściej nie wypowiedziałem należnego podziękowania. My przecież zawsze lubiliśmy się nawzajem. Kochana Mamusiu, to boli i tylko boli. [Listy obozowe. Z rękopisu odczytała, z języka niemieckiego przetłumaczyła, wprowadzeniem i przypisami opatrzyła M. Nędzewicz, Toruń 2005, s. 188].
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_17-1024x576.jpg)
Przyjrzyjmy się bliżej, gdzie dochodziło między braćmi do ewentualnych konfliktów. Aby to spróbować wyjaśnić należy cofnąć się do roku, w którym Wicek zdał egzamin maturalny. Właśnie wówczas, w wakacje 1931 r. poprzez ks. Feliksa Banieckiego poznał rodzinę ziemiańską państwa Kentzerów, którzy mieli kilka majątków, m.in. w Pruskiej Łące. Wicek udzielał korepetycji dwóm synom państwa Kentzer: Wiesławowi i Romanowi.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_18-1024x576.jpg)
Bardzo lubił przebywać w ich towarzystwie, traktował nawet ich dom, jak swój rodzinny. Na kartach pamiętnika oraz rozważań na tle Ewangelii porównywał swoich rodziców do państwa Kentzer. W pamiętniku zapisał:
Miło mi bardzo było u nich, choć obawiam się czy nie zanadto. Czy to się nie dzieje z krzywdą dla moich rodziców, rodziny? O to mnie Lechu pomawia. Ja wolę tam niż w domu przebywać. Uważam jednak, że tak nie jest. [S.W. Frelichowski, Pamiętnik, Toruń 2013, s. 89].
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_19-1024x576.jpg)
Z powyższych słów widać, iż na tym tle mogły powstawać konflikty i słowne docinki między braćmi. W liście Wicka do babci z 23 grudnia 1937 r., znajdujemy ciche potwierdzenie powyższych słów:
Proś także Babciu moja Boga o to, żeby w rodzinie twojej panowała miłość wzajemna. Czasami chlubiliśmy się tą miłością, ale zauważyłem jednak kilka razy, że nie zawsze jest ona praktykowana, że czasami bolesne ukłucia spotykają rodzeństwo od rodzeństwa i od krewnych. A takie ukłucia szpilką od swoich bliskich najbardziej bolą i najtrudniej się goją.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_20-1024x576.jpg)
Robiąc rachunek sumienia przed Bogiem, Wicek wyznał w pamiętniku w październiku 1936 r.:
Nie patrz na mój ponury smutek, jaki miałem w domu, na tę nienawiść nieomal do brata [S.W. Frelichowski, Pamiętnik, s. 151].
W świetle powyższych słów widać więc, że wzajemne relacje braci były różne, często podyktowane i uzależnione trudną sytuacją finansową, w której znajdowała się rodzina państwa Frelichowskich.
W tym miejscu powróćmy do roku 1940. Lechu był więziony najpierw w Bydgoszczy, a następnie w Toruniu. Zwolniono go po paru miesiącach, dzięki staraniom i życzliwości znajomego Niemca. Wyszedł z więzienia bardzo pobity, miał odbite płuca oraz silne zapalenie opłucnej żebrowej. W wyniku tych obrażeń zmarł na rękach rodziców, w ich wynajętym mieszkaniu w Toruniu, 11 maja 1940 r.
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_21-1024x576.jpg)
Zdjęcie pochodzi z prywatnego archiwum państwa Jaczkowskich
Tak wiadomość o śmierci brata zapamiętał przyjaciel Wicka ks. Wojciech Gajdus:
Był Oranienburg. Dziś widzę ten dzień. Były listy od rodzin. Wicek pełen radości bierze list od Mamy. Pisała zawsze tak, jak [s. 6] gdyby na kilku słowach umiała – może to stare matczyne – powiesić kilka uczuć dawnych. Wicek za chwilę gasi śmiech. Oczy mroczeją dużym bólem. Siedzi nad słowem Matki zgaszony. Przez chwilę pozwalamy płakać – potem czyjeś słowa – co się stało? Wiem, że Leszek umarł. Czytam list i szukam miejsca o Lechu. Nie było takiego miejsca. Pytamy: Wicek czego się przejmujesz, w liście nie ma słowa o Leszku. Słyszałem kiedyś, że był chory. Teraz wiem, że go pochowali… i nie wspominają. Wicek wtedy widział powrót Matki i Ojca z pogrzebu – a on został z synów ostatni w obozie.
[Wspomnienia o bł. ks. Stefanie Wincentym Frelichowskim, [w:] Biuletyn Parafii Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i Błogosławionego Księdza Stefana Wincentego Frelichowskiego, nr 15, oprac. R. Zadura, Toruń 2009, s. 61–62].
![](https://frelichowski.pl/pliki/2021/05/Wicek-i-Lechu_22-1024x576.jpg)
W obozowym liście wysłanym z Dachau do mamy 2 października 1943 r., napisał:
Sądzę, że Lechu byłby niewidzialny przy mnie i sam powiedziałby Tobie dobre słowa: „Nie płacz, nie płacz dłużej, droga Mamusiu, ze względu na moje szczęście”. To jest prawda i rozumiem to zupełnie dobrze, że serce Rodzica czuje najgłębsze cierpienie, kiedy patrzy na śmierć tych, którzy sami winni stać przy jego łożu konania. Czy Zbawiciel sam nie okazał współczucia matce z Naim [Nain]. O, Drodzy Rodzice, rozumiem bardzo dobrze Wasz ból, ale nie płaczcie więcej chociażby ze względu na szczęście Lecha. To jest takie ludzkie i tego doświadczenia każde serce, które rozumie miłość, że właśnie po śmierci kogoś z naszych ukochanych zawsze przychodzi ta męcząca myśl i w ślad za tym zawsze smutek: dlaczego tylko tak mało go kochałem i dlaczego tak mało i rzadko okazywałem mu moją miłość.
Droga Mamusiu, Lechu rozumiał Twą miłość i jak czuł się szczęśliwy, gdy Twoje, tak drogie ręce go pielęgnowały i że mógł zamknąć oczy wśród Was wszystkich. Wojna jest okresem, kiedy to siła życiowa i zdolność odporność ciała zmniejsza się, a wymagania pracy wzrastają. I właśnie na te czasy przypadły Lechowi następstwa jego ówczesnego zapalania opłucnej żebrowej. Lechu kochał Was i dom, i kocha do dzisiaj – i dlatego właśnie nie robiłby żadnych wymówek z powodu przeniesienia go do kostnicy. Także w tym zakresie bądź zupełnie spokojna, nasza kochana i droga Mamusiu. 22/IX bardzo dużo myślałem o Lechu i mimo, że jest po tamtej stronie, łączy nas nasze braterskie zaufanie i miłość. [Listy obozowe, s. 148].
W tym miejscu warto zwrócić uwagę, iż przy każdej okazji, kolejnych rocznic urodzin oraz śmierci Lecha, Wicek zawsze pamiętał w obozie o szczególnej modlitwie, a nawet celebrowaniu nielegalnej Mszy Świętej w jego intencji. Trzy miesiące po śmierci Lecha, chcąc dodać rodzicom otuchy, umacniał ich w liście słowami:
Teraz on jest szczęśliwy, i żyje pod Bożą Opatrznością [Listy obozowe, s. 19].
Na końcu listu z 19 listopada 1944 r. wyraził swoje piękne słowa o zmarłych, pisząc do rodziców:
W tym miesiącu pamiętajmy szczególnie o zmarłych. Oni żyją w miłości i tylko kto ma wewnętrzną miłość do swoich Zmarłych, może czuć się związany z nimi, z nimi rozmawiać, od nich czerpać pociechę i pomoc. Oni żyją ściśle przy nas, my nie mamy daleko do nich. Tylko mieć miłość i ciszę we własnym sercu, aby rozpoznać ich jako naszych kochanych i radosnych, stałych towarzyszy [Listy obozowe, s. 206–207].
W liście z 7 maja 1944 r. wyznał:
I tak zawsze jesteśmy jedno, czy w życiu lub po tamtej stronie, też w życiu [Listy obozowe, s. 187].
Opracował dr Robert Zadura